Ta stacja mnie boli najbardziej. Maryja miała w życiu zawsze pod górkę. Najpierw była oskarżana o cudzołóstwo, potem rodziła w szopie i uciekała przed wyrokiem dzieciobójstwa wydanym przez Heroda. Działy się wokół Niej przedziwne rzeczy - obcy ludzie podchodzili do Jej Dzieciątka, dawali Mu dary i oddawali pokłony... Jakieś dwanaście lat później Jezus odłączył się od pielgrzymów i Maryja odchodziła od zmysłów martwiąc się o Niego. Następnym razem spotykamy Ją jak wymusza na Synu, by uczynił cud w Kanie Galilejskiej, a potem, jak szła do Syna to Ten pyta ludzi: "Kto jest Moją Matką?"...
Aż teraz Maryja widzi swoje Dziecko ukochane, które jest torturowane przez żołnierzy i tłum ludzi. I Maryja nic nie może zrobić. Miecz przenika Jej serce, gdy Go widzi w tej męce. Matka, która kocha swoje dzieci zrobi wszystko, aby nie musiały one cierpieć. A matka, która przeżyje śmierć własnego dziecka przeżywa największą katastrofę świata.
Maryja ufająca Bogu Ojcu patrzy w oczy Jezusa spojrzeniem pełnym cierpienia, ale również w tym spojrzeniu Maryja może Jezusowi dodać sił. Jezus idzie dalej drogą krzyżową wiedząc, że jest kochany. Kochany przez swoją Mamę.
Ja też mam rodziców. Jaki wobec nich jestem? Czy oni wiedzą, że ich kocham? Czy oni wiedzą, że ich kocham? Czy oni na prawdę wiedzą, że ich kocham?
Jakim jestem rodzicem? Pora zapatrzeć się w świętą Rodzinę i wziąć z niej przykład.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz